Moja przygoda z językiem polskim

9 października 2020

Obecnie coraz częściej słyszę wyrazy uznania odnośnie mojego języka polskiego. Jestem wdzięczna i dumna. Jednak nie zawsze tak było. Przebyłam długą drogę, by mówić i pisać po polsku tak, jak teraz. 

Jesteś ciekawy, jaką? 

Czytaj dalej.

Zaczęło się w gimnazjum. Wtedy mówiłam “kali być, kali mieć”. Pamiętam, jak chciałam pocieszyć koleżankę. Na przerwie napisałam na tablicy: XXX, nie plać! Ona przeczytała i miała lekki uśmiech na twarzy. Byłam wtedy zadowolona, że cel został osiągnięty. Dziś nie do końca jestem pewna, czy ten jej uśmiech nie był dwuznaczny... 

Na egzaminie gimnazjalnym wkurzyło mnie to, że zrozumiałam pytania, ale miałam zbyt ubogi zasób słów w języku polskim, by wyczerpująco na nie odpowiedzieć. To, co mogłam, napisałam po polsku, a resztę po portugalsku. Pomyślałam sobie: a niech ten, kto sprawdza, zobaczy jak mi nie było łatwo i że nie chcąc się poddać, znalazłam inne rozwiązanie. 😜

Matura była dla mnie ważnym celem i wielkim wyzwaniem. Dlaczego? Nie byłam pewna, czy ją zdam, a decydowała ona o moim dalszym pobycie w Polsce. Bez niej mogłabym mieć trudności z przedłużeniem swojej karty czasowego pobytu. Niezdanie jej oznaczałoby też, że nie spełnię swoich marzeń - nie ukończę wyższych studiów w Polsce i nie wrócę do Angoli z wyższym wykształceniem. 

W przeciwieństwie do brata, pisałam nową maturę. Gdy dowiedziałam się, że mój rocznik jednak będzie pisał po nowemu, miałam łzy w oczach… Pomyślałam sobie, gdzie ja i te dziwne odmiany przez przypadki? Po co one w ogóle są? Przecież to tylko przypadki! Czy nie można normalnie mówić: idę do Dúnia, pójdę z Dúnia? 

Pamiętam minę mojej nauczycielki z języka polskiego, kiedy mi mówiła: nie pozwolę, żebyś mówiła jak większość Polaków: "tam pisze" zamiast “jest napisane”. Była wymagająca i dobra w swoim fachu.

Niestety nie zdałam części pisemnej z języka polskiego, za pierwszym razem. Resztę - zdałam. Polonistka spojrzała na mnie wtedy i powiedziała: Dúnia, potrzebujesz więcej korepetycji. Musisz się pilnie uczyć i dobrze przygotować. Tylko wtedy masz szansę zdać. 

To były czasy, kiedy na powtórzenie matury czekało się rok. Miałam więc "mnóstwo" czasu. Stres mnie zjadał od środka. Ale tak naprawdę to ten okres mnie wzmocnił. Doskonale rozumiałam, że jeżeli chcę spełnić swoje marzenia i by lepiej mi się mieszkało w tym kraju, to muszę nauczyć się polskiego, poznać lepiej Polskę i Polaków. Nie obijałam się więc - uczyłam się i przy okazji pracowałam. 

Krok po kroku odkrywałam, że "no" nie znaczy, że ktoś coś neguje. A gdy komuś coś dajesz i ta osoba mówi "ja dziękuję", to wcale nie znaczy, że weźmie to od ciebie i jest za to wdzięczna, tylko że odmawia. Zaś na weselach - tekst w stylu: “ja nie piję, nie lubię wódki”, to jak "nie ma takiego numeru" (zdarzało mi się bywać na polskich weselach, gdzie często byłam jedyną Czarną i prawie każdy chciał upamiętnić chwilę spędzoną ze mną, pijąc wódkę :D).

Ostatecznie maturę zdałam! Za drugim podejściem. Pisałam wtedy ze słownikiem polsko-portugalskim, jako osoba z dysleksją. Pamiętam, że trafiłam na "Przedwiośnie". Ufff! Temat ten przerabiałam milion razy. 

Czy to było szczęście? Przypadek? 

Nie sądzę. Nie po takiej walce. 

Na studiach był już luz. 

Czułam się dużo pewniej. Znacznie lepiej mówiłam i pisałam po polsku. Stwierdziłam, że skoro zdałam maturę, to dam sobie już radę ze wszystkim. I tak było!

Dzięki temu, że znałam już nieźle język polski, podczas wykładów rozumiałam, kiedy wykładowcy próbowali mnie sprawdzać. Czy siedzę cicho dlatego, że jestem mało rozumna? Czy słabo mówię po polsku, czy potrafię w ogóle mówić? 

Jeden z nich postanowił sprawdzić to w intrygujący sposób - opowiadając rasistowskie dowcipy. Nikt na sali się nie śmiał. Ja nie dałam po sobie znać, dalej na niego patrzyłam… na zasadzie: dokąd Ty człowieku tak naprawdę zmierzasz? Po wykładzie poszłam do niego zrewanżować się w delikatny sposób. Zapytałam o szczegóły związane z pracą pisemną, którą zadał. Pamiętam jego konsternację. Było dużo studentów dokoła. Odpowiadał na pytania i było widać, jak wyraz twarzy mu się zmienia. Gdy tylko otrzymałam odpowiedzi, wyszłam z sali. Po chwili usłyszałam za moimi plecami: "Pani Paczeko, Pani Paczeko!". Przeprosił za to, co powiedział w trakcie wykładu. Generalnie wykładowcy dziwili się, że obcokrajowiec uczy się polskiego. Większość bowiem studiowała w języku angielskim. 

Skończyłam studia w Polsce! Byłam szczęśliwa i dumna z siebie, że udało mi się spełnić swoje marzenie. Po tych wszystkich trudach, związanych z nauką języka polskiego, dyplomy traktowałam jak trofea. Niczego nie żałuję.

Obecnie, po tylu latach w Polsce, czuję się już swobodnie, posługując się językiem polskim. Mam świadomość, że nadal robię dużo błędów, ale jednak mogę śmiało powiedzieć, że teraz władam nim biegle. 

Nie zmienia to jednak faktu, że nad moimi wpisami na fanpage’u czuwa wirtualna asystentka z niezwykle lekkim piórem. 💚🙏

W związku z tym - mam pytanie do tych z Was, którzy mieli okazję mnie poznać i osobiście ze mną rozmawiać:

Jakich śmiesznych albo w ogóle niezrozumiałych sformułowań, zdań lub wyrazów użyłam w trakcie naszej rozmowy, prowadzenia zajęć lub w wiadomości?


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[contact-form-7 id="37" title="Formularz 1"]
BEZPŁATNA LEKCJA
magnifiercross